wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 3. { Bezpański kogut }

Niall's POV

W Niebie ciężko znaleźć indywidualne jednostki. Większość mieszkańców woli się przyporządkować Archaniołom, przez co wszczęcie swoich własnych poszukiwań nie jest łatwą sprawą.
Stacey zebrała kilkoro przyjaciół i sama zeszła na ziemię, żeby znaleźć swojego podopiecznego. Miała szczęście. Jako jedna z niewielu nie musiała błąkać się po obcych ziemiach sama.
Dwóch Aniołów już zginęło. Oszaleli z miłości i zmienili się w Duchy.
Tak, byłem jednym z nich. Drugi nigdy nie wrócił.
Wtedy siedziałem w swoim domu. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i już miałem nadzieję, że to Harry, Eleanor, lub któryś z Diabłów. Chciałem zacząć przetrząsanie innych wymiarów już teraz, ale sam nie mogłem iść. Gdybym zaginął nikt nie wiedziałby, gdzie jeszcze szukać. Z kompanią zawsze ktoś może iść dalej, nawet jeśli coś mi się stanie.
Myliłem się. Było to jedno ze stworzeń, których nienawidziłem najbardziej na świecie. Niby byli po stronie dobra, ale tak naprawdę robili nam nieustannie pranie mózgu.
Archanioł.
Spojrzał na mnie wyczekująco, jakbym mógł wiedzieć, w jakim celu do mnie przyszedł. Uniosłem brwi i gapiłem się na niego, próbując go nakłonić do gadania.
-No co?- syknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Nastała długa cisza. Musiał powiedzieć coś, co nie chciało mu przejść przez gardło.
-Mamy dla ciebie nowe skrzydła- powiadomił mnie, a ja skinąłem głową. Wiedziałem, jak wygląda proces wyrastania skrzydeł i był równie przyjemny, co ich wyrywanie.
Mężczyzna podał mi małą kapsułkę z czarnym dymem w środku. Wow, postarali się nawet o stary kolor?
-Będą czarne?- zapytałem, patrząc na niego podejrzliwie. Nigdy wcześniej go nie widziałem wśród reszty.
-Tak, zadbałem o to- pokiwał głową i wlepił we mnie spojrzenie.
-Dzięki- mruknąłem i poczekałem aż odejdzie, żeby zamknąć drzwi.
Nie musiał mi tłumaczyć, co z tym robić. Im szybciej tym lepiej.
Wyciągnąłem korek z miniaturowej butelki i i pozwoliłem, żeby dym owiał moją twarz. Nie dusił mnie, ale oddychać swobodnie też nie mogłem. Po chwili zmieszał się z powietrzem.
Sztuczne tworzenie skrzydeł nie zdarzało się zbyt często. Właściwie, myślę że byłem pierwszym przypadkiem od jakichś trzystu lat.
Przez chwilę czułem tylko lekkie odrętwienie, lecz kilka sekund później rozdzierający ból wypchnął krzyk z moich płuc. Upadłem na podłogę, wyginając plecy w łuk. Zacisnąłem pięści i poczułem pot spływający po moim czole, kiedy poczułem jak dwie świeże rany się otwierają, ale nie wypływa z nich krew.
Ból był niewyobrażalny. Wydawało mi się nawet że był gorszy, niż kiedy mi je wyrywali, ale może to tylko dlatego że trwał dłużej.
Poczułem pióra delikatnie dotykające mojej skóry. Zacząłem oddychać ciężko, czując ulgę. Koniec. Teraz tylko pojawi się reszta piór i za jakieś dwie godziny będą gotowe.
Oparłem łokcie na dywanie i podniosłem się, po czym skierowałem do łazienki. Gdy spojrzałem w lustro, ciężko było mi dostrzec osobę, którą byłem jeszcze miesiąc temu. Wory pod oczami, podrapane policzki i obojętne spojrzenie. Potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się tego obrazu i wsadziłem głowę pod kran, mocząc włosy żeby ochłonąć.

~

Diana's POV

Rano obudziło mnie pianie koguta. Zmarszczyłam brwi i spróbowałam to zignorować, ale darł się naprawdę głośno. Jęknęłam i podniosłam głowę, orientując się że jakimś cudem wylądowałam na materacu. Nie pamiętałam, żebym tam wczoraj szła.
Przeczesałam włosy palcami i rozejrzałam się po domku. Nic się w nim nie zmieniło, wszystko było na swoim miejscu. W następnej kolejności obrzuciłam spojrzeniem swoje dłonie, na których wciąż widniały rysunki.
Westchnęłam.
Wszystko było takie trudne.
Zmusiłam się żeby wstać. Rękoma wygładziłam delikatny materiał sukienki, w której spałam, przez co cała była wygnieciona. Podeszłam do drzwi i je pchnęłam. Nie byłam pewna, czy mogę wyjść, ale nawet jeśli nie, Eva nie wydawała się agresywna. Wyszłam na zewnątrz i zrobiłam głęboki wdech, gdy uderzył we mnie poranny chłód. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło.
Słońce dopiero wschodziło, musiało być jeszcze bardzo wcześnie. Ten cholerny kogut siedział na kamieniu niedaleko. Zmierzyłam go gniewnym spojrzeniem i wróciłam do środka.
Gdzie była Eva? Nie chciałam siedzieć sama w obcym lesie, nawet jeśli była czarownicą. Czyjaś obecność dodałaby mi otuchy.
Usiadłam przy stoliku i wyglądałam przez małe okienko, chociaż nic się za nim nie działo. Ogarniała mnie senność, mało brakowało a upadłabym twarzą na ten stół.
Uniemożliwił mi to dźwięk otwieranych drzwi. Nie przejęłam się tym, bo byłam pewna że to Eva.
-To pani kogut?- odezwał się gruby, męski głos. Prawie podskoczyłam, i przysięgam że serce mi się na chwilę zatrzymało.
Odwróciłam się w jego stronę i starałam się wyglądać naturalnie.
-Słucham?- zapytałam i wstałam z krzesła.
-Czy ten kogut należy do pani?
Kogut? Serio? Bałam się, że mnie zamordujesz, idioto! Co mnie obchodzi ten pieprzony kogut?
-Nie- odpowiedziałam po prostu i spojrzałam na niego pewnie. Skinął głową i wyszedł, a ja zmarszczyłam brwi i podejrzałam go przez okno.
Na jaką cholerę mu informacje na temat jakiegoś ptaka przybłędy?
Wyszłam z domu za nim i zatrzymałam go, zanim zdążył odjechać na koniu.
-Dlaczego pan pyta?- drążyłam. Nie poznawałam samej siebie. Ale nie wyglądał mi na zabójcę.
-Żyj w zdrowiu, panienko- odpowiedział mi i skłonił się delikatnie, zdejmując swój kapelusz. Po chwili odjechał, znikając gdzieś w lesie.
Co się właśnie stało?
Wiedział o domku Evy.
Nie uznał tego za podejrzane? Chata w środku lasu, halo.
Potrząsnęłam głową i wróciłam do środka, wnioskując że ludzie z średniowiecza raczej nie pukają.

~

Minęła może godzina, kiedy znowu zobaczyłam twarz czarownicy. Trzymała pod ręką sarnę, a na plecach miała zawieszony łuk. Uśmiechnęła się do mnie lekko i rzuciła zwierzę na podłogę.
Spojrzałam na nie szeroko otwartymi oczami. Resztki krwi wylewały się na posadzkę, zrobiło mi się słabo. Mdliło mnie, ale spróbowałam to zignorować. Podniosłam na nią wzrok i odwzajemniłam uśmiech.
-Był tu mężczyzna- powiedziałam i zagryzłam wargę.
Zmarszczyła delikatnie brwi, jakby się nad czymś zastanawiała.
-Czego chciał?- zapytała i odłożyła łuk na podłogę.
-Pytał, czy to nasz kogut- odpowiedziałam i oparłam głowę na dłoni.
-Kogut?- zdziwiła się.
-Kogut.
Pokiwała głową i wyszła, zostawiając mnie samą w środku.
Tak. Średniowiecze było cholernie dziwne i zdecydowanie nie dla mnie.

~*~
Hej Misiaki :)
Co tam u Was? Podoba Wam się rozdział? :D
Wszelkie uwagi, dodatkowe komentarze i pytania kierujcie proszę na mojego twittera > @harryzcutie
Miłego wieczorku! ♥

niesprawdzony, a jakże inaczej

5 komentarzy:

  1. Czytam i nie wiem co dalej żadnych przypuszczeń nic, jak nigdy. Dzięki że piszesz. Uwielbiam to opowiadanie <3 czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeej Niall ma nowe skrzydełka. Ale supcio ;3 Lol o co cho z tym kogutem ?XD A może to Eva nim była?;o

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału! Weny życzę.:-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Nialler ma znowu skrzydła :) Świetny rozdział ! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle idealnie. nie czaje o co chodzi z tym kogutem. *o* jestem szczęśliwa, że Niall znowu ma skrzydła dfjfj umiem go sobie wyobrazić bez :) @weronika7

    OdpowiedzUsuń